Forum www.ff1d.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[M][K+] - Wszystko, co kocham

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ff1d.fora.pl Strona Główna -> Brudnopis / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Fetish
Goddaughter of Satan



Dołączył: 22 Lut 2013
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Czw 22:53, 28 Lut 2013    Temat postu: [M][K+] - Wszystko, co kocham



Tytuł: Wszystko co kocham/Everything that i love
Paring: Larry
Bohaterowie: Harry Styles, Louis Tomlinson
Opis: Co byś zrobił, jeśli musiałbyś zabić swoją miłość?
Od Autorki: Nie, to nie jest normalne opowiadanie. Tekst z mojego tumblra, pomyślałam, że dobrze by było, gdyby ktoś wstawił jakiś tekst tutaj. Poszłam na pierwszy ogień :).
Ostrzeżenie: AU – Alternatywna Rzeczywistość. One Direction nie istnieje. Panie i panowie, przenieśmy się do Warszawskiego Getta.



*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*

Warszawa, rok 1927

- Złap mnie! Złap mnie!
Pięcioletni chłopiec z radosnym uśmiechem na ustach biegał po swoim podwórku. Tuż za nim, ciężko dysząc biegł jego najlepszy przyjaciel. Harry nigdy nie miał dobrej kondycji, ale Louis to akceptował. Ich rodziny znały się od dziecka i Louis nauczył się akceptować wiele rzeczy w swoim przyjacielu – ani on, ani jego rodzina nie mieli nic przeciwko temu, że Harry był Żydem.
- Nie tak szybko, Lou-Lou! – wydyszał chłopiec.
Harry był bladym, chorowitym dzieckiem o wiecznie zamglonym spojrzeniu. Kiedy biegł lub kiedy zwyczajnie ruszał głową jego ciemne loki radośnie tańczyły na jego głowie. Harry nie był dzieckiem zwyczajnym – był bardzo dojrzały jak na swój wiek. Od zawsze jednak towarzyszył mu Louis. Louis był przeciwieństwem Harry’ego – tryskający energią, pełen zdrowia, radosny chłopiec o wiecznie radosnym spojrzeniu i szerokim uśmiechu. Harry rzadko był radosny, już od dawna umiał się uśmiechać tylko przy Louisie.

Louis był Niemcem, Harry również i pewnie tylko dlatego ich rodziny znały się od tak dawna. Harry nie pamiętał, kiedy poznał Louisa. Louis nie pamiętał, kiedy poznał Harry’ego.

- Zwolnij, Lou, proszę!

Chłopiec przystanął. Jego ciemnobrązowe, proste włosy podskoczyły radośnie kiedy gwałtowanie zatrzymał się, hamując swoimi piętami. Chwilę potem, Harry z impetem wpadł na swojego przyjaciela. Ich radosny śmiech rozniósł się po całym Placu Muranowskim.

- Lou-Lou? – zapytał Harry, kiedy oboje leżeli na soczysto zielonej trawie. Jej źdźbła delikatnie łaskotały ich po twarzach i Louis lekko marszczył nos.

- Tak Hally? – zapytał sepleniąc przy tym. Louis nie umie jeszcze wymawiać „r”, ale Harry’emu to nie przeszkadza. Lubi sposób w jaki Lou-Lou wymawia jego imię.

- Czy my jesteśmy przyjaciółmi?

Niebo ponad ich głowami jest błękitne. Nie ma na nim nawet jednej chmurki. Mama Harry’ego mówiła, że takie niebo zwiastuje szczęście i Harry zawsze wierzył swojej mamie. Uważał, że jego mama jest najmądrzejszą na świecie kobietą.

Louis powoli odwrócił twarz w kierunku swojego kompana. Kiedy ich oczy spotkały się ze sobą, posłał mu promienny uśmiech. Chłopcu brakowało kilku zębów z przodu, był bardzo dumny kiedy mu wypadły.

- Jesteśmy Hally – odpowiedział.

Harry usiadł, patrząc z powagą na swojego przyjaciela. Po chwili Louis zrobił to samo. Wtedy Harry po raz pierwszy widział go tak poważnego – jego oczy były skupione, a na twarzy nie widniał radosny uśmiech.

- Na zawsze? – zapytał Harry.

- Na zawsze – odpowiedział Louis.

Splecione ze sobą małe palce przypieczętowały obietnice. Na błękitnym niebie pojawiły się pierwsze chmury.

Warszawa, czerwiec, rok 1939.

- Ojciec mówi, że będzie wojna. Mówią, że wokół mojej dzielnicy będą budować jakiś mur *, chcą nas wszystkich tam zamknąć. Jak jakieś psy.

Słowa Harry’ego zawisły w powietrzu, które nagle stało się ciężkie i gęste. Louis niemal fizycznie czuł jak zamiast powietrza do jego płuc wdziera się lepki śluz. Las nad ich głowami zaszumiał złowrogo, a ziemia pod stopami zdawała się drżeć jakby gdzieś w oddali nadjeżdżał ciężki, masywny czołg.

- Nawet tak nie żartuj. U nas? Wojna? Daj spokój, to jakieś brednie – Louis zaśmiał się sztucznie.

Harry wiedział kiedy Louis kłamie. Jego lewe ramię drżało wówczas delikatnie, a oczy zmieniały barwę na kolor szmaragdowy. I Louis wiedział, że Harry o tym wie. Dlatego, gdy tylko kłamał, chował twarz w lokach swojego przyjaciela. I tak też zrobił tym razem.

Cisza między nimi zdawała się być ukojeniem. Mogli milczeć tak przez wiele minut i żadne z nich nie czuło się skrępowane. Wtedy Harry siadał pomiędzy nogami Louisa i plecami opierał się o jego klatkę. Louis bawił się włosami Harry’ego i świat zdawał się wyglądać piękniej. I nawet jeśli w takiej chwili miałaby ich zastać wojna, nie bali się niczego.

- Louis, a co jeśli nas rozdzielą?

Harry poczuł, jak Louis zadrżał. Wyciągnął rękę i chwycił mocno jego dłoń. Wiedział, że właśnie tym go uspokoi i przyniesie mu ulgę. Kiedy jego kciuk zaczął delikatnie gładzić dłoń jego przyjaciela, Harry poczuł, że chłopak powoli się rozluźnia. Czuł się dumny, że mu w tym pomógł.

- Nikt nas nie rozdzieli, Hally – Louis uśmiechnął się delikatnie.

Harry odwrócił się w jego kierunku. Chłopak siedział pod drzewem, opierając się plecami o jego konar. Harry i Louis spędzali dużo czasu w lesie. Tylko tutaj czuli się swobodnie, nikt nie patrzył na nich obcym wzrokiem.

- Obiecujesz? – zapytał, spoglądając głęboko w niebieskie oczy Louisa. Bał się ujrzeć w nich szmaragd.

- Obiecuję – szepnął Louis.

Pocałunek był przypieczętowaniem ich obietnicy. Harry i Louis już nigdy potem nie byli tylko przyjaciółmi.

Warszawa, kwiecień, rok 1940.

Z okna swojego domu, Harry widział mur. Z każdym dniem mur rósł i stawał się coraz wyższy. Harry już dawno stracił nadzieję, że wojna szybko się skończy.

Louis z okna swojego pokoju widział mur. Mur rósł z każdym dniem sięgając coraz wyżej. Nim Louis się obejrzał, nie widział już nic prócz betonowej ściany. Louis wierzył, że wojna skończy się szybko. Był niemal pewien, że ten mur zwiastuje jej koniec.

Kiedyś Harry ze swojego pokoju widział okno Louisa.

Kiedyś Louis ze swojego pokoju widział okno Harry’ego.

Teraz Harry widział mur.

Louis wciąż uważał, że to tylko przejściowe.

Harry zrozumiał, że nic już nie będzie takie samo.

Obietnica pocałunku została zerwana. Mur rozdzielał ich z każdym dniem coraz bardziej.

Warszawa, czerwiec, rok 1940.

- Musisz stąd uciekać!

Harry spogląda twardym wzrokiem na Louisa. Louis był przerażony, w jego oczach, które jeszcze nigdy wcześniej nie były tak bardzo niebieskie igra strach. Kiedy Harry powoli kiwa przecząco głową, ten podchodzi do niego i ujmuje jego twarz w dłonie.

- Harry, błagam, czy ty nie rozumiesz?! Oni was tutaj wszystkich wybiją. A ja muszę brać w tym udział. Jeśli nie wstąpię do tego pieprzonego wojska… Harry, błagam cię, ja nie chcę być przeciw tobie, uciekaj. Przecież ja ci pomogę. Mój ojciec ma znajomości, coś wymyślimy, Harry błagam!

Harry nie patrzy już na Louisa w sposób, jaki patrzył kiedyś. Jego spojrzenie jest puste i Louis wie, że przepełnia je smutek. Harry nie boi się śmierci, nie boi się też wojny – wie, że nic gorszego niż to już go nie spotka.

- Hally proszę…

- Nie mogę. Mam tu rodzinę i przyjaciół. Mam też tu ciebie, Lou-Lou. Jeśli bym uciekł, złamałbym naszą obietnicę.

- Pieprzyć obietnicę, Harry! – wrzeszczy Louis, tupiąc przy tym nogą. Przez chwilę Harry myśli, że to zabawne, że jego przyjaciel zachowuje się jak rozpieszczone dziecko.

Harry nie złamał obietnicy. Mur wzrastał coraz wyżej i coraz dalej.

Warszawa, rok 1941.

Harry nie pamiętał już, jak to jest być najedzonym. Od kilku miesięcy jedyne co czuje, to głód. Nie pamiętał już, jak to jest czuć się inaczej. Od kilku miesięcy mieszka w klatce. Na swoim ramieniu nosi białą przepaskę z czerwoną gwiazdą na samym jej środku. Harry jeszcze nigdy tak bardzo nie czuł się Żydem.

Kiedy Harry wychodzi z domu, nie spotyka Louisa. Wokół siebie spotyka za to swoich martwych przyjaciół. Wielu z nich leży, ot tak, na ulicy. Są porzuceni i tacy obcy.

Louis wstąpił do wojska i został żołnierzem III rzeszy. Nie pozwolono mu wstąpić do armii Polskiej, jego ojciec nie miał aż tak dużych znajomości. Louis był teraz przykładnym żołnierzem Niemieckim i pilnował porządku. Ani razu nie użył broni.

Kiedy zapadał mrok, Louis patrolował ulice żydowskiego Getta. Nie musiał nawet się ukrywać ze swoją obecnością, w końcu był przykładnym żołnierzem. Pod swoim mundurem nosił bochenki chleba.

Każdego wieczora zostawiał je w szczelinie muru pod placem Muranowskim.

Każdego ranka Harry wybierał się na plac.

Warszawa, lipiec, rok 1942.

Harry słyszał, że poszukują ludzi do pracy, a na czas podróży każdy pracownik dostaje dwa bochenki chleba. Chleb był dla niego czymś niemal nieosiągalnym i Harry bardzo chciał pracować, żeby móc go zdobyć. Postanowił, że sam zgłosi się do pracy. Następnego ranka miał się wstawić na Umschlagplatzu.

Dowódca Louisa zlecił mu kontrolę nad przewozem ludzi do pracy. Wspominał, że będzie to duży przewóz i żeby Louis był uważny. Louis wiedział o obozach pracy. Wiedział też, że z tych obozów się nie wraca.

Harry stał w długiej kolejce po chleb. Aż dwa bochenki na kilkugodzinną podróż! Nie mógł uwierzyć, że właśnie jemu trafiła się taka okazja. Na końcu kolejki stało biurko, za którym siedział Niemiecki żołnierz. Harry już dawno przestał się bać żołnierzy, wiedział, że najgorsze co mogą mu zrobić, to go zabić.

Louis sprawdzał listę skrupulatnie. Wykreślał nazwiska kolejnych osób, które następnie kierował do wagonów pociągu. Czuł się niczym kat, niczym śmierć, która kompletuje swoją listę.

- Tomasz Niebociński?

Uniósł wzrok na niegdyś zapewne postawnego, zdrowego mężczyznę. Teraz stał przed nim wychudzony człowiek o zapadniętych policzkach i zniekształconych rysach twarzy. Jego spojrzenie było puste, całkowicie skupione na stojącym za Louisem koszem pełnym chleba. Kiedy mężczyzna pokazał swoje dokumenty, żołnierz stojący obok Louisa wręczył mu dwa bochenki chleba. Louis jeszcze nigdy nie widział tak szczęśliwego człowieka.

- Hally Sty… - urwał, unosząc wzrok.

-Styles – dokończył za niego Harry.

Louis był przerażony.

Harry był szczęśliwy.

Louis wiedział co czeka Harry’ego.

Harry cieszył się, że zarobi chleb dla swojej rodziny.

- Pomyłka!

Wrzask Louisa rozniósł się po Umschlagplatzu. Nim Harry zdążył zauważyć, dwóch Niemców odciągnęło go na bok. Gdy spróbował się wyrwać i zaprotestować, Louis spojrzał na niego surowym wzrokiem.

- Zabrać go. On nie nadaje się do pracy.

Harry nie rozumiał już niczego.

Louis zrozumiał, że mu tego nie wybaczy.

Warszawa, lipiec, rok 1942.

- Tomlinson!

Louis odwrócił się, słysząc za sobą głośne wołanie. Las za murami getta był jedynym miejscem, gdzie wciąż czuł się bezpiecznie. Louis wiedział, że jest to jedyne bezpieczne miejsce dla Harry’ego.

- Ty szmato! Mogłem zdobyć dla nich chleb! Jak mogłeś mi to zrobić?! Jesteś zwykłym, niemieckim ścierwem!

Harry krzyczał, czując się przy tym bezradnym. Wiedział, że krzykiem niczego nie naprawi, jednak czuł się lepiej kiedy to robił. Louis patrzył na niego spokojnie, słuchając kolejnych obelg wypływających z jego ust.

- Nienawidzę cię – szepnął Harry, osuwając się po ścianie muru. Louis stał przed nim, niemal na baczność.

- Chcą zlikwidować getto. Te transporty… Żadne nie jadą do pracy. Chcą wszystkich wybić jak muchy. Hally ja… Nie chcę ciebie wybić.


Warszawa, luty, rok 1943

„Louis,

Planujemy powstanie. Wiem, brzmi to… naiwnie i tak strasznie głupio. Garstka nieuzbrojonych Żydów przeciwko uzbrojonym po zęby Niemcom.

Louis, proszę, pamiętaj. Jesteś wszystkim, co kocham.

Wiem, że to będzie oznaczało walkę między nami. Ale jeśli możesz to… Louis, czy gdybyś musiał do mnie strzelić, to… Zrób to celnie, proszę.

Zawsze Twój,

Hally”


Warszawa, kwiecień, rok 1943

Harry wiedział, że nie mają większych szans. Czuł, że jeśli przegrają, to wszystko znajdzie swój koniec. Ale Harry nie bał się końca – był tak wycieńczony, że koniec wydawał się dla niego czymś naprawdę dobrym.

Jego siostry wraz z matką ukrywały się w bunkrze. Harry słyszał, że kilka bunkrów zostało już wysadzonych w powietrze. Każdego wieczora modlił się, by to nie był ich bunkier.

Od murów getta odbijały się rozpaczliwe krzyki. To takie… niesamowite, że za jego bramami ludzie wiodą spokojne życie, podczas gdy tutaj ludzi żywcem pali ogień.

Harry został przydzielony do ulicy Zamenhofa. Wszyscy powstańcy mają nadzieję, że tutaj uda im się zatrzymać Niemców. Harry nie bardzo w to wierzy, ale w walce uczestniczy całym sercem. Ma nadzieję, że Louis jest dobrym strzelcem.

Louis od miesięcy modlił się, by nie przydzielono go do Getta. Kiedy jego modlitwy zdały się na nic, uznał, że Boga nie ma. Miał nadzieję, że Harry był na tyle rozsądny by ukryć się w bunkrze, albo chociaż w kanałach. Rozum jednak podpowiadał mu, że chwycił za broń.

Louis dowodził oddziałami, które miały stłumić powstanie na ulicy Zamenhofa. Miał nadzieję, że Harry jest gdzie indziej i że nie będzie musiał być świadkiem, jak Louis moralnie upada. Do tej pory Louis nigdy nie używał broni.

Harry słyszał czołgi Niemieckie. Nadjeżdżały od strony Gęsiej i Harry wiedział, że tamta jednostka już upadła. Kiedy Harry wybiegł zza rogu kamienicy, zobaczył niemieckich żołnierzy i Louisa na samym ich czele.

Louis nie wiedział już, jak długo trwa ten chaos. Widział Żydów, którzy pozbawieni broni rzucali w niemieckich żołnierzy tym, co akurat mieli pod ręką. Jeden z niegdyś jego przyjaciół minął go i splunął mu pod nogi, jakby był jakimś psem. Louis stał, nie mogąc się ruszyć. Nikt nie zwracał na niego uwagi i czuł się z tym dobrze. Wiedział, że dopóki nikt na niego nie patrzy, Louis nie musi nikogo krzywdzić.

Harry czuł, że traci siły. Nie jadł od bardzo dawna i miał o wiele mniej energii niż się tego spodziewał. W dłoni dzierżył hak, którego kiedyś używał do przewracania żaru w piecu. Teraz zadawał nim śmiertelne ciosy każdemu w zielonym mundurze. Nie zwracał uwagi na twarze. Czuł, że jeśli na nie spojrzy – nie będzie w stanie walczyć dalej. I nagle Harry przystanął, stając naprzeciw żołnierza, który nie poruszał się, jakby był nieobecny.

Louis czuł, że grunt pod jego nogami zapada się. Nim zdążył się odsunąć i uciec, zamglone spojrzenie spotkało się z jego oczami. Harry patrzył na niego w sposób, jaki patrzył wcześniej i Louis wiedział, że nigdy tego spojrzenia nie zapomni.

- Tomlinson, na co czekasz?! Zastrzel tego śmiecia!

Ale Louis nie słuchał. Stał naprzeciw Harry’ego i zrozumiał, że przed sobą ma wszystko, co kocha. I jeżeli koniec był bliski, to Louis czuł się na niego gotowy.

Harry nie rozumiał Louisa. Przecież mógł przeżyć! Był tak blisko niego, nie musiałby się nawet wysilić. Nawet gdyby chybił, to w końcu Harry i tak by umarł. A Harry tak bardzo chciał przecież umrzeć.

Żelazny hak upadł na chodnikową płytę, odbijając się od niej kilka razy. Harry miał wrażenie, że echo tego odbicia było jedynym dźwiękiem, jaki unosił się wokół nich. A przecież kilka metrów dalej Niemiec strzelał do jego sąsiada, a dwójka dzieci krzyczała rozpaczliwie, szarpiąc martwe ciało swojej matki.

- Wszystko co kocham – szepnął cicho Louis.

- Schaize! Tomlinson! Strzelaj, albo ja cię zastrzelę!

- Wszystko co kocham – odpowiedział Harry.

Nim huk strzału rozdarł rosnącą wokół nich ciszę, Louis zdążył odrzucić swój karabin.

„Nikt nas nie rozdzieli Hally” – pomyślał, nim zrozumiał, że nie czuje już nic.

Nim nadszedł koniec, Harry zamknął oczy. Głębokie, niebieskie spojrzenie i szeroki uśmiech były ostatnim, o czym pomyślał.

Louis upadł pierwszy.

Harry tuż obok niego.

Nikt nie zwracał uwagi na ich małe palce splecione w uścisku.

Warszawa, rok 1927.

- Hally, a czy przyjaciółmi jest się na zawsze?
- Nie Lou-Lou. Czasem to nie trwa tak długo.
- Hally, a co trwa wiecznie?
- Moja mama mówi, że miłość, że to co się kocha trwa wiecznie.
- Hally…
- Tak?
- Jesteś wszystkim tym, co kocham.

*******************************************************

* Nie mam pewności, że w 1939r było w ogóle coś wiadomo o powstaniu muru wokół Getta, o samym powstaniu Getta. Ta informacja została wymyślona na potrzeby opowiadania.

** Nazwy ulic, placów itd są prawdziwe, daty również powinny się mniej-więcej zgadzać. Pisząc o opowiadanie korzystałam ze wszelkich możliwych źródeł.. Na placu Umschlagplatze naprawdę wywożono ludzi do Treblinki, do obozów pracy. Nie wiem jednak czy była tama taka “odprawa” - kolejna rzecz na potrzeby opowiadania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ff1d.fora.pl Strona Główna -> Brudnopis / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin